Tematyka monet

Gdynia

Miasta też mają CV. Z reguły długie, imponujące doświadczeniem historycznym i wielowiekowym wrastaniem w pejzaż państwa. CV Gdyni jest inne. Skromniejsze w rubryce określającej „przebieg kariery”, bogatsze w kompetencje i walory osobowości. Mało które z miejsc potrafiło w ciągu 85 lat zmienić status rybackiej wioski w aglomerację zamieszkałą przez ćwierć miliona ludzi nie wyobrażających sobie życia gdzie indziej, tworzących miasto ważne w Europie, modne i lubiane.

Fenomen Gdyni jest wynikiem eksperymentu genetycznego. Gen polski, zaszczepiony tu niemal nazajutrz po odzyskaniu niepodległości i stabilizacji granic w 1920 r., przyniósł entuzjazm młodego państwa i potrzebę pokazania światu, że po militarnym cudzie nad Wisłą Polska potrafi dokonać gospodarczego cudu nad Bałtykiem, wykorzystując podarowany w Wersalu skrawek wybrzeża. Gen kaszubski – pielęgnowany przez wiele stuleci roztropnego zarządzania gdyńską osadą przez zakony kartuzów i cystersów – dał pracowitość, upór i rzadko spotykaną lojalność wobec własnego miejsca na ziemi. Obydwa patriotyzmy – zamiast wyniszczać się w sporze o to, który ważniejszy – w ciągu kilku lat stworzyły najnowocześniejszy port w Europie. Zbudowały miasto imponujące urbanistyką i infrastrukturą, o własnym stylu architektonicznym i solidnej bazie marynarki wojennej, z której doków wypłyną wprost do historii legendarne okręty. Miasto importu inżynierów i eksportu mądrości Kaszubów. Najśmielsza z wróżb nie była w stanie przewidzieć, że rybacka wieś – w niewiarygodnie krótkim czasie – przesiądzie się z łodzi heblowanych w podwórzowych warsztatach Orłowa na transatlantyki do Nowego Jorku. A potem była wojna i dwie próby przymusowej zmiany tożsamości miasta. Pozostały po nich cmentarze i pomniki: obrońców Oksywia, stoczniowców i najzwyklejszych, często anonimowych mieszkańców, którzy ginęli we wrześniu 1939 r. i grudniu 1970 r. To była cena za pozostanie sobą. Gdynia nie udała się ani jako Gotenhafen, z przeszczepem ludności niemieckiej, ani jako inkubator socjalistycznego proletariatu stoczniowego. Obydwie próby sterylizacji tutejszego charakteru skończyły się fiaskiem.

Mimo zmienności powojennych horoskopów miasto potrafiło wykorzystać walory swojego położenia. Rozwija port i jego naturalne otoczenie ekonomiczne, okazując przychylność terminalom kontenerowym, armatorom, agencjom żeglugowym, firmom brokerskim, transportowym i spedycyjnym. Zbudowała trasę Kwiatkowskiego łączącą port z autostradą A1. Buduje lotnisko. Pielęgnuje silny, gdyński gen przedsiębiorczości. Sprzyja developerom zmieniającym tutejszy krajobraz i wywołującym apetyt na zamieszkanie w atrakcyjnie położonych budynkach. Nowi gdynianie to równie energiczna i pożyteczna substancja miejska co ich poprzednicy sprzed 85 lat.

Strategię miasta łatwiej wyczytać z dokonań niż z zapowiedzi. Gdynia nie zdradza intencji i nie wmurowuje kamieni węgielnych przy akompaniamencie orkiestr dętych. Gdynia oddaje do użytku. Tak powstał imponujący kompleks sportowy: nowoczesny stadion rugby, zmodernizowany stadion piłkarski oraz hala widowiskowa, która skusiła pierwszoligową drużynę koszykówki. Tak powstają obiekty służące innowacjom naukowo-technicznym oraz kulturze. Ta ostatnia staje się coraz bardziej wyrazistą wizytówką miasta. Poza prestiżowym Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych Gdynia jest gospodarzem głośnego Heineken Open’er Festival, przeglądów muzyki etnicznej Globaltica – gromadzących światowej sławy wykonawców oraz festiwalu Ladies Jazz z powodzeniem wpisującego się w program uczynienia miasta jedną z europejskich stolic gatunku. Od kilku lat Gdynia wręcza własną nagrodę literacką – sama pozostając niezwykłym tematem, miastem magnetycznym, obchodzącym kolejne jubileusze niezwykłego eksperymentu sprzed 85 lat, który mógł się udać tylko tu.

Maciej Siembieda